Był to, jak wiadomo, ulubieniec emira, młody, zwinny i prawdziwy mistrz bata. Na wezwanie swego pana wyskoczył z grupy asakerów, dobył z za pasa potężny bat rzemienny i uderzył nim kilka razy po plecach fakira tak niespodzianie i zręcznie, że ani się spostrzegł, co się stało. Wkrótce fakir zdołał się obrócić, plunął Azisowi w twarz i począł wrzeszczeć i przeklinać tak strasznie, że ciemne jego oblicze wykrzywiło się w sposób obrzydliwy.
— Ważysz się, psie jeden, bić mnie, mnie świętego świętych, fakira el Fukara, przed którym klękać będą miljony, ażeby...
— Azis! — przerwał gromkim głosem tę mowę emir. — Bastonada!
Fakir poskoczył szybko do niego i krzyknął:
— Bastonada? Mnie? Czyby Allah wytrącił cię ze swej łaski do tego stopnia, że odebrał ci wiarę, bo ważysz się podnieść rękę na Jego oblubieńca...
— Azis, knebel! — przerwał mu emir znowu.
Asakerzy, którzy byli razem ze mną u Fessarów, cieszyli się bardzo, że samozwańczy pyszałek, którego nienawidzili, trafił wreszcie na swego. Przystąpili więc hurmem i starali się jak najszybcej wykonać rozkaz emira. Wkrótce też obezwładniono delikwenta, rozciągnięto go na ziemi, a gdy nie przestawał krzyczeć, zakneblowano mu usta własną jego szatą. Nie po-
Strona:Karol May - Oko za oko.djvu/105
Ta strona została uwierzytelniona.
103