Strona:Karol May - Oko za oko.djvu/119

Ta strona została uwierzytelniona.

się nie skończyła, i że rozmawiamy właśnie na temat ukarania pozostałych. W tym wypadku, oczywiście, przyszłaby kolej przedewszystkiem na obu oficerów Ibn Asla. Zrozumieli to sami, bo wnet „porucznik“ przysłał do nas jednego ze swoich dozorców z zapytaniem, czy nie byłoby mu wolno poczynić pewnych ważnych zeznań. Pozwolono mu i, gdy stanął przed nami, ozwał się:
— Emirze, wykonałeś straszliwy wyrok na osobie Abd Asla. Czy i nas czeka to samo?
— Sądzisz może, że was puszczę bezkarnie?
— To nie, znamy cię zbyt dobrze, znajdujemy się w twej mocy i wiemy na pewno, że nie ujdziemy bezkarnie; prosimy cię jednak, abyś zrobił z nami, co ci się podoba, tylko nie każ wrzucać między krokodyle. W jakiż bowiem sposób zdołałby archanioł Dżibrail[1] w dniu zmartwychwstania odnaleźć nasze nogi i ręce, jeśli je pożrą te potwory?
— Ha, łotrze, w trwodze przed śmiercią powołujesz się na koran! Jestem ciekaw, czy, dokonywując zbrodni, pamiętałeś o religji i jej przykazaniach?

— Emirze! Wszak łowienie niewolników było dozwolone od niepamiętnych czasów. I co to religję obchodzi, że ludzie znieśli to prawo samowolnie?

  1. Gabryel.
117