Strona:Karol May - Oko za oko.djvu/16

Ta strona została uwierzytelniona.

a mimo to postąpię ze zbrodniarzami o wiele łagodniej: każę ich ze skały powrzucać na omm sufah, i krokodyle załatwią się z nimi w kilka sekund. Któraż śmierć, jest okrutniejsza: ich, czy ta, którą ja miałem umrzeć?
— Oczywiście, że ta ostatnia, effendi. Kiedyż jednak niebiosa będą świadkami tej zasłużonej kary dla drabów?
— Pojutrze rano; w godzinę po modlitwie porannej będziemy na miejscu, nad maijeh el Humma
— Ma to być godzina śmierci skazańców?
— Tak.
— Kiedy stąd wyruszasz effendi?
— Zaraz, skoro tylko odnajdę wielbłądy.
Udaliśmy się wszyscy do pewnego tubylca, który zaopiekował się zwierzętami i, zapłaciwszy mu parę groszy za to, osiodłaliśmy je.
— Patrz, effandi, — zauważył Ben Nil, gdy już mieliśmy wsiadać, i wskazał na jeźdźca, zmierzającego przez step wprost ku nam. Mimo znacznego oddalenia, poznałem odrazu. Był to Oram.
— Uważaj, effendi!
Szeik el beled stał obok nas i słyszał wszystko, dlatego odrzekłem obojętnie:
— Uważać? Dlaczego? Od chwili, gdy cię schwytano do niewoli, nie widzisz nic wokoło, tylko same niebezpieczeństwa, Ów jeździec, to

14