ucieczki, która miała na celu wyrządzenie nam szkody, a... przynieść może wielkie korzyści.
— A to w jaki sposób?
— Mniejsza o to. Dziś bylibyśmy go złapali, lecz woleliśmy, żeby sobie bujał na wolności, bo w tym wypadku więcej nam się przysłuży, niż gdyby leżał związany w pośród naszych jeńców.
— Abd Asl nie mógł już dłużej wytrzymać i wybuchnął serdecznym śmiechem:
— Wszystko to są głupie przechwałki, aby nam dokuczyć, lecz daremne są twe usiłowania, nie uwierzymy twym bredniom i kłamstwom. Gdybyś widział Orama, byłbyś go nie puścił, a żeś tego nie uczynił, dowód to więc, żeś go nie widział na oczy.
— Głowa twoja jest bezdenną studnią mądrości, najświętszy ze wszystkich muzułmanów — odrzekłem mu na to.
— He, he, a może mi powiesz, w którym kierunku Oram pojechał?
— Rozumie się, że do Ibn Asla.
— No, skoro naprawdę widziałeś Orama, to widziałeś niezawodnie i mego syna, nieprawdaż?
— Ależ naturalnie. Obaj z Ben Nilem byliśmy u niego w gościnie na jego własnym okręcie. Ja nawet spałem z nim w jednej kajucie.
— Kłamstwo!
— Strzeż się, bo każę cię wychłostać! Po-
Strona:Karol May - Oko za oko.djvu/21
Ta strona została uwierzytelniona.
19