nawet tak drogo okupić wiadomości o swoim synu. Ciekawość paliła go niewątpliwie jak ogień; wszak był pewny, że nie ujdę cało z rąk syna, aż tu naraz widzi mnie zupełnie zdrowego. I dlatego, nie czekając, co będę mówił do żołnierzy, zaczął sam, powtarzając ostatnie słowa fakira:
— Tak jest, w prochu będziesz się tarzał przed nim i przede mną! Nie masz wyobrażenia, jak wielkie niebezpieczeństwo zawisło nad twoją głową. Syn mój zniszczy cię, zgubi bez miłosierdzia, jak to uczynił z reisem effendiną!
— No tak, reisa effendinę zgubił, to prawda — odrzekłem, udając bardzo poważną minę.
— Zgubił? Hamdulillah! Allahowi dzięki! Udało się, no patrzcie, przecie się udało| Nieprzyjaciele zdeptani na proch, niema ich już na świecie!
— Nie zdeptani, lecz spaleni!
— Allah nie odmówił szczęścia memu synowi! Czy słyszycie, ludzie? Przyjaciele, wy wierni muzułmanie, czy słyszycie, co się stało? Mówiłem wam już o tem, dusza moja przeczuwała wszystko. No i djabeł razem ze swoimi asakerami spłonął, a ten najstarszy z djabłów, którego tu widzicie, stracił już swoją władzę, i musi nas uwolnić, bo jeżeli tego nie uczyni natychmiast, czeka go straszliwa kara i zgrzytanie zębów na wieki.
— No, no, nie tak zapalczywie stary —
Strona:Karol May - Oko za oko.djvu/24
Ta strona została uwierzytelniona.
22