Strona:Karol May - Oko za oko.djvu/26

Ta strona została uwierzytelniona.

ludzie i zasypywali pytaniami, lamentując i narzekając. Uspokoiłem ich ruchem ręki i ozwałem się:
— Dowiecie się o wszystkiem, ale musicie być cicho. Muzułmanin ten nie będzie długo triumfował. Otóż wiecie o tem wszyscy, że co przedsięwezmę, tego dokonać muszę zawsze. Skoro więc postanowiłem uratować reisa effendinę — to oczywiście...
— Co! Jak? — przerywano mi niecierpliwie.
— Emir żyje i żadnemu z jego żołnierzy włos nie spadł z głowy.
Żołnierze poczęli wykrzykiwać radośnie, a Abd Asl zawołał z całej siły:
— Kłamie! Chce ukrócić mą radość, pogrążyć nas w smutku, ale to mu się nie uda, o nie, nie damy się obałamucić i z otuchą oczekujemy wybawcy, który pojawi się tu lada chwila.
— Możesz sobie czekać, dopóki nie zczernieje na tobie grzeszna skóra z rozpaczy i rozczarowania, — wtrącił Ben Nil — a tymczasem dowiesz się, co nasz effendi potrafi. Hej, przyjaciele, — zwrócił się do żołnierzy — słuchajcie, effendi będzie mówił.
Oczy wszystkich w tej chwili były zwrócone na mnie; zdawało się, że oddechy zamarły w piersiach nietylko żołnierzy, ale i jeńców. Podałem im do wiadomości cały przebieg swej wyprawy aż do chwili, w której znaleźliśmy się wszyscy trzej na łódce wolni i bezpieczni. Otem

24