Strona:Karol May - Oko za oko.djvu/41

Ta strona została uwierzytelniona.

rotu sprawy. Widocznie spodziewał się innej zupełnie wiadomości od szeika el beled.
— A no, skoro niewiadome ci jest miejsce, w którem znajduje się karawana, plan nasz jest chybiony haniebnie. Niech to piorun trzaśnie! Dwadzieścia głupich asakerów, a my mamy do dyspozycji pięć razy tyle. Jakże łatwo można było dać sobie z nimi radę na otwartym stepie!
Co za szczęście, że wpadłem na myśl zboczenia z prostego kierunku na północ i dalej ku zachodowi i południu! Gdybym jechał prosto — Ibn Asl byłby na nas napadł jeszcze dzisiejszego wieczora!
Szeik odpowiedział na jego zarzut:
— Jestem zdania, że dla nas o wiele jest lepiej, żeśmy się z nim nie spotkali. Znasz effendiego. Jest to człowiek niezmiernie czujny, i nie pomija żadnego środka ostrożności, wobec czego wątpię, czy zląkłby się nas nawet na otwartym terenie.
— Ależ mybyśmy go ujęli, jak w kleszcze. Stu ludzi, uważaj, a ich dwudziestu! Byłby nas błagał, jak pies o łaskę, nie mogąc ramieniem ruszyć we własnej obronie!
— Gadanie! On? Nie znasz go lepiej ode mnie! Przypuszczam, że sam nie wierzysz w to, co mówisz. Do walki musiałoby niezawodnie przyjść, a wtedy... pomyśl... gdyby każdy askari jednego tylko z naszych uśmiercił... A effen-

39