Strona:Karol May - Oko za oko.djvu/43

Ta strona została uwierzytelniona.

rawanę zdaleka Trzeba ich dopuścić tak daleko, aby iść za nimi ztyłu, dopóki nie dotrą do miejsca, gdzie skały wznoszą się stromo tuż nad wodą, przepełnioną krokodylami. Drugi nasz oddział stanie z przeciwnej strony, i w chwili, gdy effendi zechce zabrać się do wykonania swego okropnego dzieła, zobaczy ku śmiertelnemu przerażeniu, że jest otoczony z obu stron przeważającą siłą. Nie spróbuje nawet jakiegokolwiek oporu, czyli poprostu podda się, i będziemy go mieli żywego wraz z całym oddziałem asakerów, i naszymi jeńcami.
Trzeba przyznać, że szeik el beled obmyślił swój plan doskonale, i, dziwnym trafem, chciał zastawić na mnie tę samą pułapkę, co ja na przeciwnika. Jakże dobrze zrobiłem, udając się wbrew woli emira na zwiady!
— Ilu dasz mi ludzi? — pytał szeik.
— A ilu ci potrzeba?
— No, wziąłbym połowę, ale może wystarczy mniej, bo jestem pewny, że mi się powiedzie znakomicie.
— Dobrze, dam ci czterdziestu wojowników, z którymi musisz wymaszerować najdalej za godzinę. Przydałoby się, aby obie grupy naszych ludzi utrzymywały ciągły kontakt ze sobą.
— Byłoby to bardzo uciążliwe, a nawet niewykonalne, bo należałoby obstawić całą przestrzeń wzdłuż maijeh, a na to szkoda, i czasu, i ludzi, bo plan nasz jest prosty i nie-

41