Strona:Karol May - Oko za oko.djvu/48

Ta strona została uwierzytelniona.

z czterdziestu ludzi, stał już gotowy do wymarszu.
— Effendi! — zawołał półgłosem — jesteś bardzo niebezpiecznym złodziejem i należałoby cię skazać na dożywotnie więzienie...
— Przebacz mi, wysoki przedstawicielu egipskiej sprawiedliwości, kradnę tylko od złodziei i rabusiów — zaśmiałem się. — Ale, tymczasem śpieszno mi w drogę... Czy ci ludzie są należycie zaopatrzeni? Najprawdopodobniej, będziemy musieli związać czterdziestu ludzi.
— Jest wszystko, czego potrzeba. Zabraliśmy sporo powrozów z okrętu.
— Bądź więc zdrów, i do widzenia rano, po świetnem zwycięstwie!
— Dałby to Allah!
— A uważaj dobrze, żeby Ibn Asl nie uciekł! — ostrzegłem go raz jeszcze i wyruszyłem w drogę. Jeden z asakerów prowadził mego wielbłąda, na którym siedziałem, a drugi białą wielbłądzicę.
Upłynęło sporo czasu, nim dotarliśmy na północny kraniec bagna, a następnie okrążyli je od zachodu. Mimo znajomości terenu, dwa razy pomyliłem się w poszukiwaniu suchego koryta, i dopiero za trzecim razem natrafiłem na nie. Przedewszystkiem należało ukryć obydwa wielbłądy, bo niepodobna było brać ich ze sobą wgłąb skał. Odprowadziłem je więc na

46