— Łowcy niewolników pochowali się w krzaki, jak szczury.
— A widzisz, jacy odważni są ci twoi bohaterowie — rzekłem do szeika — Wejdźmy tam! Zwracam ci jednak uwagę, że za najmniejszem poruszeniem pchnę cię nożem w pierś i przebiję nawylot.
Trzymając nóż w prawej, chwyciłem go za kark lewą ręką i pchnąłem go naprzód, do kotlinki. Tu na dany znak pojawiło się jeszcze kilku moich asakerów.
— Spójrz teraz wgórę! — rzekłem do szeika. — Widzisz, ile luf jest zwróconych przeciw tobie?
Asakerzy byli ukryci w skałach tak, że wcale ich widać nie było, lecz z za głazów, ułożonych umyślnie dla obrony, sterczały lufy, skierowane ku środkowi. Spojrzawszy w krzaki, omal nie wybuchnąłem śmiechem, pomimo, że położenie moje było dosyć niebezpieczne. Bo jakże łatwo mógł pierwszy lepszy z drabów wycelować do mnie z ukrycia! Na szczęście nie było tak odważnego wojownika, któryby się zdobył na coś podobnego. Zresztą, nie wiedzieli jeszcze, kto ich osaczył, lecz przelękli się luf i pochowali, jakgdyby krzaki były istotnie dla nich ochroną! Tu widać było ramię, tam łokieć z pod krzaka, owdzie but, lub bosą nogę. Wszyscy pochowali przedewszystkiem głowy, nie troszcząc się o nic więcej.
Strona:Karol May - Oko za oko.djvu/56
Ta strona została uwierzytelniona.
54