Strona:Karol May - Oko za oko.djvu/80

Ta strona została uwierzytelniona.

ście wszystko obcemu zupełnie człowiekowi, zamiast schwytać go za kark i nie puścić, dopóki ja nie powrócę! A, niech was! Jakże wyglądał?
— Miał na sobie biały haik.
— Wzrostu?
— Niewysoki, ale barczysty.
— A twarz?
— Pokryta czarnym zarostem prawie cała.
— I wiesz ty, bałwanie, komu to udzieliłeś tak ważnych wiadomości? Toż to był Ibn Asl, dowódca bandy łowców niewolników i nasz wróg!
Allah! Uszom własnym nie wierzę!
— Wartoby ci je porządnie wytargać, boś osioł nad osłami. Cóż on na to, gdyś mu naopowiadał tyle pięknych rzeczy?
— Zażądał rozmowy z dowódcą.
— A wiesz, co wam należało zrobić, nicponiu jeden? Gdybyście mieli choć odrobinę oleju w głowie, to sprawa przedstawiałaby się w tej chwili zupełnie inaczej: trzeba było zażądać, ażeby złożył broń, a was dwuch poprowadziłoby go do komendanta. Czemuście tego nie zrobili?
— Bo rozkazał, żeby jeden poszedł zawołać go tutaj.
— I kto poszedł?
— Ja.
— To uratowało ci życie. Widocznie drab bał się trzech, i dlatego wysłał cię, żeby mieć tylko z dwoma do czynienia. Mów dalej!
— Poszedłem, nie przeczuwając nic złego;

78