stary, marsz do jeńców! Zostawiłeś tam tylko dziesięciu ludzi; draby mogą nam uciec. A powiedz reisowi effendinie, że wrócę niebawem!
W parę minut później jechaliśmy na wielbłądach w kierunku, gdzie, jak nam opowiadano, Ibn Asl znikł.
Mieliśmy obecnie te same wielbłądy, na których niedawno ścigaliśmy Ibn Asla na Wadi el Berd, kiedy to trudno nam było dogonić zbiega, siedzącego na białej wielbłądzicy. Wiedziałem więc zgóry, że i obecnie nasze wielbłądy nie będą mogły sprostać szlachetnemu zwierzęciu pod względem szybkości, ale pocieszałem, że przecież wskóramy coś podstępem. Widocznie i Ben Nil był tego samego zdania, bo skoro zrównaliśmy się ze sobą na stepie, zagadnął mnie:
— Sądzisz istotnie, effendi, że dogonisz zbiega? Przypominasz sobie, co było na Wadi el Berd...
— Ani myślę gonić za nim, bo to do niczego nie doprowadzi; możliwe jest jednak, że wpadnie nam w ręce sam, dobrowolnie, bez zbytniego z naszej strony wysiłku. On w tej chwili jest tam! — dodałem, wskazując ręką na step, ciągnący się ku północy.
— Byłby skończonym głupcem...
— Za pozwoleniem, tym razem nie można tego o nim powiedzieć. Przyznasz, że nigdy się nie mylę w przypuszczeniach, zwłaszcza w ta-
Strona:Karol May - Oko za oko.djvu/82
Ta strona została uwierzytelniona.
80