to wielka płaszczyzna. Ileż to krzaków i kęp na całej przestrzeni, gdzie człowiek znika, jak grudka ziemi, i szukajże go, gdzie chcesz!
— No, prawda, ale... Ibn Asl posiada przecie białą wielbłądzicę, której tak łatwo ukryć nie można.
— Jest przecie pofarbowana.
— A biały haik...
— Zrzuci go niezawodnie.
— To w takim razie powiem jeszcze jedno, czemu nie zaprzeczysz. Jeżeli zechce nas widzieć, to musi się zbliżyć na taką odległość, że i my go zobaczyć możemy.
— Widziałem na pokładzie „Jaszczurki“ dalekowidz okrętowy, który ma przy sobie, jak się wczoraj o tem przekonałem, obserwując go przy ognisku. Otóż może nas spostrzec o wiele łatwiej, niż my jego gołem okiem. Na nieszczęście, zapomniałem zapoznać się z tym instrumentem, ale mniejsza o to. Przypuszczam tedy, że odjechał spory kawał drogi i potem zawrócił w tym kierunku, gdzie znajduje się łożysko potoku. Wybrawszy sobie dogodne miejsce, zsiadł, przywiązał wielbłądzicę, żeby leżała, i zwrócił dalekowidz w tym kierunku, w którym, jego zdaniem, ma wracać nasz oddział.
— Jeżeli tak, to możliwe, że widzi nas obu w tej chwili.
— To nic nie szkodzi, bo nie wie, co przedsięweźmiemy. Idzie tylko o to, w jakim kie-
Strona:Karol May - Oko za oko.djvu/84
Ta strona została uwierzytelniona.
82