Strona:Karol May - Oko za oko.djvu/95

Ta strona została uwierzytelniona.

Mimo to nie narzekam. Mamy przecie jeńców, oto sześćdziesiąt głów! Jak myślisz, effendi, czy udał się komu podobny połów?
— Przynajmniej o czemś podobnem nie słyszałem.
— Tak, tak, coś podobnego nie zdarzyło się jeszcze nigdy, i od dziś podobni łajdacy będą z przerażeniem wymawiać moje imię, a wszystko to zawdzięczam jedynie tobie.
— No, no, nie tak wiele, jak sobie wyobrażasz. Pomogłem ci trochę, to prawda, ale jest to tylko rzecz przypadku i sprzyjających okoliczności, nic więcej.
— Jesteś zbyt skromny! Kto schwytał łowców na Wadi el Berd i uwolnił kobiety fesarskie? Ty! Kto wziął do niewoli przy studni na stepie sześćdziesięciu łowców? Ty! Komu mam do zawdzięczenia, że nie spaliłem się razem z okrętem i załogą koło dżezireh Hassanji? Tobie! Kto wreszcie, jeśli nie ty, dał mi dziś w ręce tak obfity połów? Czyż można tu mówić o „przypadku”? Nie! Wszystko to jest skutkiem twej przebiegłości, śmiałości i trzeźwego obliczenia, które prawie nigdy cię nie zawodzą. Nie mnie więc, lecz tobie przypada w udziale sława. Musisz jednak wiedzieć, że jestem wdzięczny i będę nim w nieskończoność, jeżeli spełnisz jedną moją prośbę.
— Jaką to?

93