— Yes. Dla odróżnienia od rzeczywistych ropuch.
— Słusznie. Ja zrobię tak samo, gdybym tu był przed wami. Gdyby was odkryto...
— Odkryto? — wtrącił. — Będę się miał dobrze na baczności, żeby się im nie pokazać.
— Tego nie mówcie! Najchytrzejszy, i najostrożniejszy westman może mieć przy takiej sposobności nieszczęście. A więc, gdyby was odkryto, przedrzecie się, nie zważając na mnie, przez zarośla i wrócicie tutaj do naszego obozu. Ja przyjdę później.
— A jeśli was zobaczą?
— To także umknę, a wy przybędziecie za mną, jak będziecie mogli najprędzej. Czy macie może jeszcze o coś zapytać?
— Nie. Otrzymałem zadanie i spełnię je; th’ is clear.
— Niech się wam uda! A teraz naprzód!
— Tak, naprzód, sir! Będziecie ze mnie zadowolony. Za chwilę mnie nie zobaczycie.
Spełnił te słowa, gdyż wlazł na lewo w krzaki i zniknął. Czy też błędu nie zrobi? Nie byłem co do tego zupełnie spokojny.
Zadanie moje było, jak powiedziano, daleko trudniejsze, aniżeli jego. Ognisko, do którego chciałem się dostać, płonęło w pobliżu wody; między mną a niem nie było nic, co mogłoby mi posłużyć jako osłona. Jak tam dojść i leżeć tam niepostrzeżenie przez czas dłuższy? A nie tylko chciałem, lecz musiałem się tam dostać, gdyż jeden z siedzących tam Indyan miał w czuprynie pióro białego orła, więc uważałem go, choć nie widziałem jego twarzy, za wodza Wupa Umugi.
Wiodła tam droga tylko jedna, mianowicie przez wodę. Była ona, jeśli nie niemożliwa, to przecież taka trudna, że zrozumiałem, iż jeszcze nigdy nie ryzykowałem tyle przy podchodzeniu. Brzegi zarosłe były sitowiem — musiałem skorzystać z tej okoliczności. Trzeba się było rozebrać, a w tym celu musiałem z powodu jasnej barwy mego ciała wyszukać jakieś
Strona:Karol May - Old Surehand 01.djvu/101
Ta strona została skorygowana.
— 81 —