Strona:Karol May - Old Surehand 01.djvu/105

Ta strona została skorygowana.
—  85  —

Czy wódz Racurrohów obroni się przed wrogiem, którego nie widzi? —
Nie, ale zobaczyłbym każdego wroga, który chciałby mnie zaatakować!
— Tego nie.
Tego? A zatem wiesz, kto to był?
— Tak.
— Wymień jego imię.
— Old Shatterhand.
— Uff! — zawołał wódz, zrywając się i usiadając napowrót.
— Uff, uff, uff! — — zawołali także drudzy.
— Old Shatterhand! — wybuchnął. — Ten blady pies, którego wojownicy Komanczów już nieraz mieli w ręku, a on im się zawsze wymyka! O, gdybym ja był na waszem miejscu!
— Poszłoby ci tak samo, jak nam.
— Milcz! Jestem Wupa Umugi i nie dałbym się tak podejść!
— Nikt nas nie podszedł, ani na nas nie napadł. To my chcieliśmy podejść bladą twarz. Czy mogliśmy wiedzieć, że stanie się inaczej? Czy mogliśmy przypuszczać, że nigdy niezwyciężony Old Shatterhand znajduje się z białymi?
— Nie, ale powinniście być ostrożniejsi.
— Byliśmy. Zwęszywszy dym, zostawiliśmy zaraz konie i poczołgaliśmy się bez szmeru, aby zobaczyć, kto siedzi przy ognisku. Nikt nie byłby nas spostrzegł ani pochwycił — bylibyśmy zabrali wszystkie ich skalpy, gdyby nie Old Shatterhand. On wszystko wie; spodziewał się, że przyjdziemy i wyszedł naprzeciw nas. Siedział w gąszczu i nadsłuchiwał. Kiedy doszliśmy do niego, wyskoczył i powalił nas na ziemię. Moi czerwoni bracia słyszeli wszyscy o sile jego pięści.
Zwrócił się z tem pytaniem do wszystkich, którzy stali dokoła.
— Hehe, hehe — tak tak, tak tak — odpowiedziano mu.