— To dobrze, bo tu trzeba będzie nurkować. Gdy ubliżymy się do wyspy, i dozorcy zauważą sitowie, pójdą na tę stronę wyspy, którą ono zechce przepłynąć.
— Tego należy się spodziewać, ale wylądować chyba mu nie pozwolą.
— Nie. A teraz główna sprawa. W chwili, kiedy nasza osłona będzie najbliżej wyspy, porzucimy ją, zanurzymy się i popłyniemy popod wodą dokoła wyspy, ażeby wynurzyć się po drugiej stronie. Gdy dozorcy będą spoglądali na sitowie, wyjdziemy poza ich plecyma na wyspę, a, ja przyskoczę do nich, by ich dwoma silnemi uderzeniami pięści unieszkodliwić.
— Świetnie, mr. Shatterhandzie! A ja?
— Dla was najpierwsze rozciąć więzy jeńcowi, ażeby mógł ujść czemprędzej, gdyż, chociaż tego nie przypuszczam, może zajść wypadek, że będziemy musieli zaraz powracać. Być może, że nie od razu dobrze ugodzę któregoś z dozorców i że będzie miał czas zawołać o pomoc.
— To byłoby szkaradnie!
— Tak. Widzicie chyba, że mamy wiele dokazać i że wszystko musi się dobrze złożyć, żeby się sztuczka udała. Sądzę zatem, że nie weźmiecie mi za złe, skoro was poproszę zbadać siebie jeszcze raz, czy zdołacie rzeczywiście wykonać tog czego muszę od was wymagać.
— Z łatwością, sir, z największą łatwością.
— Proszę nie odpowiadać, tak prędko. Nie wolno nam być lekkomyślnymi. Powiadam wam otwarcie, że nie przedstawiam sobie tego łatwo. Siebie znam dobrze i wiem, że to potrafię wykonać, jeśli wszystko pójdzie gładko i nic, jak przypuszczam, nie stanie mi w drodze. Mimo to jednak uważam całą sprawę za trudną, nawet za bardzo trudną.
— Nie mówcie o lekkomyślności, sir! Czy widzieliście kiedy, jak Old Wabble pływa?
— Nie.
— Albo nurkuje?
Strona:Karol May - Old Surehand 01.djvu/119
Ta strona została skorygowana.
— 99 —