się w cztery miesiące potem spotkać na południu, w Sierra Madre. Winnetou spytał mnie wtenczas:
— Czy mój brat zna wodę, zwaną Clear Brook[1]?
— Tak.
— Polowaliśmy tam razem. Czy przypominasz sobie odwieczny dąb, pod którym wtedy rozłożyliśmy się na noc obozem?
— Doskonale.
— A zatem nie możemy się minąć. Korona tego drzewa uschła już i nie rośnie. Gdy w południe cień tego drzewa będzie miał pięciokrotną długość mojego brata, Winnetou nadejdzie. Howgh!
Musiałem oczywiście przetłómaczyć to na naszą rachubę czasu i zjawiłem się tam o czasie oznaczonym. Nie było widać ani Winnetou, ani śladu jego, chociaż długość cienia dębu przenosiła moją pięciokrotnie. Czekałem przez kilka godzin, ale on się nie stawił. Wiedziałem, że tylko coś ważnego mogło go powstrzymać od dotrzymania mi słowa, i zacząłem się już niepokoić o niego, kiedy przyszło mi na myśl, że on mógł już być tu, lecz że nie mógł czekać na mnie. W takim razie musiał mi zostawić jakiś znak. Zbadałem pień dębowy i rzeczywiście znalazłem na wysokości człowieka małą zeschłą gałązkę świerkową. Ponieważ na dębie niema świerkowych gałązek, s musiał ją tu ktoś wetknąć naumyślnie i to już dość dawno, gdyż była całkiem już zeschła. Wyciągnąłem ją, a wraz z nią owinięty na końcu jej papier. Rozwinąwszy go, znalazłem na nim słowa:
„Niechaj mój brat przybywa czemprędzej do Bloody Foksa, na którego chcą napaść Komancze. Winnetou śpieszy, ażeby go ostrzedz zawczasu.“
Ci z moich czytelników, którzy już znają Winnetou, wiedzą, że umiał dobrze czytać i pisać i że zawsze miał papier przy sobie. Wiadomość, jaką w ten sposób otrzymałem od niego, nie była pomyślna;
- ↑ Jasny potok.