Zatrzymał tratwę i sięgnął rękę za siebie.
— Czego tam szukacie, sir?
— Szukam... no!... Słuchajcie, mr. Shatterhandzie, ja muszę bezwarunkowo przypiąć szelki napowrót.
— Dlaczego?
— Bo gubię spodnie. Już do połowy spadły ze mnie; płyną za mną. Czy mi dopomożecie?
Dopomogłem mu w przyprowadzeniu do porządku napół zbiegłych już spodni. Następnie popłynęliśmy dalej, lecz ku memu zaniepokojeniu zauważyłem, że nie był takim pływakiem, za jakiego się uważał. Musiałem popychać nietylko tratwę, lecz także i jego.
— Zdaje mi się, że zawrócimy, mr. Cutterze — powiedziałem. — Jesteście już naprawdę zmęczony, a nasze przedsięwzięcie wymaga pełnej siły. Pomyślcie o niebezpieczeństwie, na które się narażamy.
— Myślę o tem i dlatego nie wysilam się teraz, ażeby potem mieć siłę. Wracać? Co za myśl! To byłby dla mnie blamaż!
Zblamować nie chciałem go rzeczywiście, ale czy miałem nadal ryzykować? Być mogło, że oszczędzał się na razie, ażeby potem być au fait, i potwierdził to na następne pytania. Zresztą mieliśmy już połowę drogi za sobą, a więc trzeba było przeć naprzód, jakkolwiekby być miało. Postanowienie to nie zmniejszyło moich obaw, i po upływie pięciu minut spytałem znowu: —
— Czy nie położylibyście się górną połową ciała na tratwie? Odpoczniecie i będziecie mieli świeże siły.
— To słuszne, ale czy nie będzie to wam za ciężko?
— Nie; zróbcie tak.
Poszedł za moją radą i kiedy popędziłem dalej nasz wehikuł, powiedział:
— Przyszła mi pewna myśl, sir. Strażnicy nabiorą podejrzenia, chociaż nas nie zobaczą.
— Czemu?
— Bo zadadzą sobie pytanie, skąd sitowie ma ten ruch. Przecież jezioro spokojne.
Strona:Karol May - Old Surehand 01.djvu/123
Ta strona została skorygowana.
— 103 —