Strona:Karol May - Old Surehand 01.djvu/13

Ta strona została skorygowana.
—  3  —

zaniepokoiłem się o niego, chociaż wiedziałem, że podoła każdemu niebezpieczeństwu. Zatrwożyłem się także o Bloody Foksa, gdyż byłby prawdopodobnie zgubiony, gdyby Winnetou nie udało się dotrzeć do niego przed nadejściem Komanczów. Co do mnie samego, to położenie moje także bynajmniej nie było bezpieczne.Bloody Foks mieszkał na jedynej oazie pustego Llano Estakado, a droga tam wiodła przez terytoryum Komanczów, z którymi niejednokrotnie zetknęliśmy się wrogo. Gdybym się im dostał w ręce, przeznaczyliby dla mnie pewnie pal męczeński, zwłaszcza, że plemię to „wykopało topory wojenne“ i przedsięwzięło kilka wypraw rozbójniczych, które przyniosły im łup obfity.
W tych warunkach każdy inny człowiek pomyślałby przedewszystkiem o własnem bezpieczeństwie i wolałby prawdopodobnie nie pójść za wezwaniem Winnetou; mnie to jednak ani przez myśl nie przeszło. Winnetou narażał się przede mną bez namysłu na te same niebezpieczeństwa, które i mnie czekały, gdybym za nim poszedł. Czy miałem być mniej odważny, niż on? Wtykając wezwanie w pień drzewa, był pewien, że go w tej chwili posłucham. Czyż miałbym zdradzić to zaufanie? Czy mógłbym kiedy popatrzeć mu śmiało w oczy, gdybym teraz uciekł tchórzliwie? Nigdy!
Byłem sam jeden i zdany tylko na siebie, ale miałem dobrą broń i znakomitego konia, któremu mogłem zaufać. Zarazem znałem te okolice dokładnie i powiedziałem sobie, że doświadczonemu „westmanowi“ łatwiej przejechać samemu, aniżeli w towarzystwie ludzi, na których nie można zdać się w zupełności. Gdyby zaś oprócz tego były jeszcze jakie wątpliwości, to musiałyby upaść wobec świadomości, że Bloody Foks w niebezpieczeństwie i że musi się go ocalić. Wsiadłem zatem na konia i ruszyłem naprzód wedle życzenia przyjaciela i brata.
Dopóki znajdowałem się we właściwej Sierze, było mniej powodu do obaw; miałem gdzie ukryć się tutaj i przywykłem do uważania na wszystko. Potem nastę-