Strona:Karol May - Old Surehand 01.djvu/131

Ta strona została skorygowana.
—  111  —

się Old Shatterhand. Mam chyba także mięśnie i ścięgna, ale muszę kilka razy uderzyć, zanim ogłuszę.
— To nie tylko sama siła; jest przytem fortel. Czy możecie już płynąć?
— Tak, spuśćcie mnie. Prawdopodobnie pójdzie.
— Prawdopodobnie! I wy chcecie walczyć z tym Indyaninem! Na to może się tylko Old Surehand odważyć.
— Znacie dobrze moje nazwisko. Czy mogę się dowiedzieć o waszem?
— Zaraz wam pokażę, jak się nazywam. Spróbujcie tylko, czy możecie płynąć sami.
Próba się udała; ręce nie odmawiały mu już służby. Była to zaiste szczególna sytuacya. Dwaj biali płyną po jeziorze — gromada Indyan ściga ich — a oni rozmawiają ze sobą, jak gdyby w jakimś nowojorskim parlour kołysali się na krzesłach z biegunami. Ale też tylko westmanów stać na coś podobnego.
Podczas próby sił Old Surehanda nie posuwaliśmy się naprzód, a czerwony dopłynął do nas szybko i wydał ponowny okrzyk zwycięstwa.
— Pozostawcie go zatem mnie i przypatrujcie się, jeśli chcecie — poprosiłem towarzysza, poczem odwróciłem się.
Nieprzyjaciel poznał, że chcę mu dotrzymać placu, i zatrzymał się. Podnosząc wysoko rękę z nożem, zawołał:
— Tu jest wódz Komanczów, Wupa Umugi! Nóż jego pożre obu białych psów!
Aha, to on! Ucieszyłem się. Dotychczas nie mogłem rozpoznać jego rysów.
— A tu jest Old Shatterhand, o którym sądzisz, że ujść ci nie zdoła — odrzekłem. — Spróbuj, czy masz słuszność.
— Old Shatterhand, Old Shatterhand! — zawołali równocześnie Old Surehand i czerwony, poczem drugi z nich dodał:
— Skoro jesteś tym parszywym kujotem, to musisz zginąć w tej chwili.