ażeby się ułożyć z Komanczami. Old Surehand miał otrzymać z powrotem wszystko, co mu zabrano — głównie broń — a za to mieliśmy puścić wolno ich wodza, Wupa Umugi.
Byliśmy na tyle przezorni, że nie pozostaliśmy na brzegu, gdzie nieprzyjaciele o nas wiedzieli i gdzie pod osłoną zarośli mogli na nas napaść z łatwością, lecz udaliśmy się trochę dalej na preryę, ponieważ tam nie można było nas podejść. Wyznaczyliśmy straże, a kto chciał, mógł sobie spać. Ani mi przez myśl nie przeszło czuwać do rana, bo nie wiedziałem, jakie trudy czekały nas nazajutrz. Cieszyłem się nadzieją widoku Old Surehanda przy świetle dziennem, gdyż teraz było zbyt ciemno na to, by mu się dobrze przypatrzyć. Później przyznał mi się, że był równie ciekawy co do mnie. Mielibyśmy wiele, bardzo wiele do pomówienia ze sobą, ale obaj nie byliśmy ludźmi zbyt rozmownymi i chciało nam się spać. O jednem przecie musiałem się teraz dowiedzieć — więc, gdy rozciągnął się obok mnie do spoczynku, powiedziałem:
— Pozwólcie mi na jedno pytanie, sir, zanim oczy zamkniecie. Czy wasz przyjazd w te strony wynikał z jakiego określonego planu?
— Tak. Zdążałem do Meskalerów, aby tam spotkać się z Winnetou a przy jego pomocy poznać się także i z wami. To wstyd doprawdy być tak długo westmanem i nie widzieć Winnetou ani Old Shatterhanda.
— My was także nie znamy, a to zupełnie to samo. Ale słyszeliśmy o was dużo, sir. Druga część naszego życzenia, t. j. żeby mnie widzieć, spełniła się rychlej, niż przypuszczaliście, a pierwsza może się spełnić bez jazdy do Meskalerów. Jestem na drodze do odszukania Winnetou całkiem gdzieindziej.
— Gdzie, sir, gdzie on teraz?
— Na Llano Estacado.
— Do stu piorunów, to wspaniale! Z nim i z wami na niebezpiecznem Estacado! Czy weźmiecie mnie z sobą, sir?
Strona:Karol May - Old Surehand 01.djvu/154
Ta strona została skorygowana.
— 132 —