— A dokąd?
— Nad Rio Pecos.
— Przyszłoby wam to z trudnością, gdybyśmy nie byli przepłoszyli tych łajdaków Komanczów. Czy znaleźliście gdzie ich ślady?
— Nie.
— Hm! Zwrócili się widocznie ku południowi. Siedzimy tutaj już prawie od dwu tygodni i nie widzieliśmy z nich ani nosa.
„Ośle!“ byłbym mu chętnie powiedział w oczy, gdyż, chcąc mieć czerwonych, musiałby ich był szukać. Ani im się śniło wpadać mu tutaj w ręce. Jeśli on nie mógł się dowiedzieć, gdzie byli, wiedzieli oni dokładnie, że on tu się znajdował. Należało być pewnym, że nocami podchodzili pod obóz. Jak gdyby odgadł część moich myśli, dodał:
— Brak nam tęgiego skuta[1], któremu mógłbym zaufać i któryby mi ich wytropił. Old Wabble nocował tutaj i on byłby dla mnie odpowiednim człowiekiem, lecz dopiero po jego odejściu dowiedzieliśmy się, kto to był. Ten łotr przeczuł pewnie coś podobnego i nazwał się Cutter. Przed tygodniem natknął się patrol na Winnetou; ten byłby jeszcze lepszy, lecz zabrał się czemprędzej. Gdzie on się pokaże, mówią, że Old Shatterhand niedaleko. Chciałbym, żeby on mi wpadł w sidła. Jak się nazywacie, sir?
— Charley.
Powiedziałem mu imię chrzestne, które mogło być także nazwiskiem. Ani mi się śniło powiedzieć, że to ja właśnie jestem Old Shatterhand. Nie miałem ani czasu, ani ochoty zostawać tutaj i wysługiwać się im, jako szpieg. Przypatrzyłem się przytem leżącym na ziemi cywilistom i ku memu uspokojeniu nie znalazłem pośród nich twarzy znajomej. Mógł mnie tylko zdradzić koń i broń moja. Wiedziano o tem, że Old Shatterhand posiadał rusznicę na niedźwiedzie i sztuciec
- ↑ Odnajdywacz tropów, wywiadowca.