Strona:Karol May - Old Surehand 01.djvu/164

Ta strona została skorygowana.
—  142  —

Wmyślcie się w położenie Indyanina. Jakie musiał sobie zadać pytanie?
— Najpierw, kto był ten obcy.
— To wiedzą już obecnie. Wiedzą dobrze, że odkryliśmy ich obóz i że przypatrywaliśmy się mu — ale czy podsłuchiwaliśmy i dowiedzieliśmy się czegoś? To pytanie dla nich najważniejsze. Wtem znajdują snop i miejsce, w którem go wyciąłem i widzą, że wszedłem do wody. Naco to uczyniłem i naco mi się mógł przydać snopek? Ażeby się zamaskować. Zrozumieją to natychmiast, gdyż oni nie tylko znają maskaradę tego rodzaju, ale są w niej mistrzami. Ale maskują się sitowiem tylko wtedy, kiedy chcą się ukryć w sitowiu. Znajdowałem się zatem w nadbrzeżnych szuwarach.Gdzie? Oczywiście, że niedaleko ognia, płonącego najbliżej brzegu, a więc tego, przy którem wódz siedział. Szukają, a że woda przeźroczysta, znajdują miejsce, gdzie wczoraj zagrzebałem się głęboko w mule. Z tego miejsca łatwo było dosłyszeć wszystko, co mówiono przy ognisku, a z tego wynika, że musiałem to słyszeć. A teraz dalej. O jakim czasie tam byłem, co tam mówiono i co słyszałem?
— Tego się obsolutnie nie mogą dowiedzieć.
— To trudne, lecz nie niemożliwe. Od tego miejsca obszedłem jezioro, przepłynąłem przez nie na wyspę, a z niej z Old Surehandem napowrót. Ile mniej więcej czasu mogłem na to potrzebować? Widzicie, że wcale nie trudno obliczyć, kiedy tam byłem. O czem mówili, to sobie wódz pewnie zdoła przypomnieć. Ale czas ten można jeszcze inaczej obliczyć, a raczej odgadnąć. Światło ognia padało na miejsce, na którem leżałem; mogłem zatem tam przybyć tylko w chwili, kiedy uwaga była odwrócona od niego. Jaka to była chwila? Przy odrobinie namysłu nie trudno odpowiedzieć i na to pytanie. Były trzy takie chwile, lub sposobności, a mianowicie: kiedy przyszli do obozu wypuszczeni przez nas Komancze, kiedy skończyło się ich przesłuchanie i kiedy zawołano do jedzenia. A właś-