Strona:Karol May - Old Surehand 01.djvu/165

Ta strona została skorygowana.
—  143  —

nie w tych chwilach i między niemi mówiono o bardzo ważnych rzeczach. Jeśli je podsłuchałem, muszę być dobrze obznajomiony z zamiarami Komanczów. To i wiele innych rzeczy musieliby sobie powiedzieć, gdyby byli znaleźli mój pióropusz z sitowia.
— Well, teraz wiem, sir. Jesteście tem, czem mr. Parker nie był przed chwilą, mianowicie wielkim filutem. Nie chciałbym należeć do ludzi, z którymi jesteście w nieprzyjaźni i którzy muszą się mieć na baczności przed wami. Dla was wszystko możliwe i wszystko, co czynicie, układacie sobie tak starannie i rozważnie, że to nie może nie udać się, a nieprzyjaciel nie może pojąć, w jaki sposób mógł dostać się w takie błoto.
— Nie mogę przyjąć tej pochwały, mr. Cutterze. Ja także popełniłem niejeden wielki błąd i tkwiłem nieraz głęboko w tem, co nazwaliście błotem. Cud prawdziwy, że się zeń wydostałem.
— Ale wydostaliście się przecież, gdyż nie siedzielibyście teraz tutaj; th’ is clear. Miejmy nadzieję, że teraz nie jedziemy w taką kałużę!
— Jaką to kałużę macie na myśli, mr. Cutterze, w tem brudnem porównaniu?
— Hm, porównanie było głupie, gdyż kałuża kałużą, a to właściwie jest koryto z piaskiem, mianowicie Llano Estacado.
— Czy go się obawiacie?
— Obawiacie? Spodziewam się, że nie powiedzieliście tego słowa na seryo, mr. Shatterhandzie. Ciekawym, czego bałby się Old Wabble. Chyba samego siebie. Ale przyznacie, że pomiędzy kanapą a piecem piekarskim zachodzi wielka różnica.
— Jestem na tyle bystry, że to uznaję.
— Kto ma sposobność usadowić się wygodnie w chłodnym pokoju na kanapie, temu nie przyjdzie na myśl włazić do pieca, aby się tam wysuszyć i upiec. Taka sama różnica między zielonym lasem lub sawanną, porosłą trawą, a pustem i rozżarzonem Estacado. Kto może pozostać w lesie, albo na preryi, temu nie