liśmy zatem w kierunku zachodnim, chociaż zdążaliśmy na wschód.
Podczas jazdy nie miałem czasu rozmawiać ze samym tylko Old Surehandem, ponieważ zaprzątały mnie jeszcze inne osoby. Opowiadania Old Wabble’a o okropnościach Llana Estacada wywarły na słuchaczach wielkie wrażenie. Zaledwie opuściliśmy bród, musiał im dalej opowiadać. Ja dodawałem do tego uwagi, i z tego powodu poproszono mnie, żebym także coś opowiedział, a ja uczyniłem to z wielką przyjemnością. Ku memu skrytemu zadowoleniu zauważyłem niebawem, że zamierzony skutek nie zawiódł; ci ludzie wpadli w zamyślenie i namyślali się coraz to głębiej. Tak, jak ja je przedstawiłem i jak opowiadał przedtem stary Wabble, nie wyobrażali sobie Estacada, wobec czego jazda w takie strony wydała im się wielce niebezpieczną. Nie powiedzieli tego wprawdzie, ale widziałem po nich wyraźnie; rzucali na siebie spojrzenia, z których odgadłem ich myśli.
Chcąc się pozbyć tych ludzi, musiałem działać szybko. Najlepiej było do tego użyć chwili, kiedy po dwugodzinnej jeździe mieliśmy zboczyć z dotychczasowego kierunku. Opowiadałem więc dalej, nie przesadzając bynajmniej, przez ten cały prawie czas, poczem opuściłem ich, by im dać możność porozumienia się bez świadków. Dyplomacya ta doprowadziła do zamierzonego celu. Zjechali się razem i zaczęli ze sobą skrycie rozmawiać. Widziałem, jak jeden drugiego namawiał i zachęcał, a ja domyślałem się, do czego.
Wiedziałem, że niebawem dojedziemy do małego potoku, uchodzącego z lewej strony do rzeczki. To było miejsce nadające się do zboczenia, gdyż potok nastręczał nam sposobność do ukrycia naszych śladów. Zatrzymałem się więc nieco pierwej i rzekłem:
— Moi panowie! Dwie godziny upłynęły — i nie mamy już powodu jechać dalej na zachód. Czy to także i wasze zdanie?
Strona:Karol May - Old Surehand 01.djvu/174
Ta strona została skorygowana.
— 152 —