Old Surehand, Old Wabble, Parker i Hawley zgodzili się na to, ale reszta wpadła w zakłopotanie. Wtem jeden trącił drugiego, ten drugi podał to potrącenie dalej, aż nareszcie najodważniejszy posłuchał dotykalnego wezwania i bojąc się nagany z naszej strony, rozpoczął układy zwróconem do mnie pytaniem.
— Czy byliście już kiedy w Paso del Norte, sir?
— Kilka razy — odrzekłem.
— Ile czasu potrzeba, aby się stąd tam dostać?
— Kto zna dokładnie okolicę i ma dobrego konia, może tam być w pięć do sześciu dni. Czemu pytacie mnie o to, mr. Wrenie?
Tak się nazywał ten człowiek.
— Powiedziałbym wam chętnie — odparł — gdybym wiedział, że nie pomyślicie źle o nas.
— Źle o was myśleć? Jakżebym mógł! Czy popełniliście lub zamierzacie co złego?
— Ani mowy o tem! Mamy istotnie pewien zamiar; nic złego, ale możecie to źle zrozumieć.
— A zatem mówcie. Potem pokaże się, czy go dobrze lub fałszywie rozumiem.
— Tak, ja wam powiem. To mianowicie... hm! To... hm, hm!
Sięgnął ręką za kark, poskrobał się za uchem, ale nie chciało mu się to przez gardło przecisnąć, jak powinno. Okrążając sedno, mówił dalej:
— Wiecie, że właściwie zdążaliśmy na dół, do Texas, ale namyśliliśmy się inaczej.
— Tak?
— Tak jest, tak. Rozmawialiśmy o tem, kiedy wczoraj z mr. Cutterem wyjechaliście z obozu. W Paso i po drugiej stronie Norte możemy znaleść więcej, aniżeli w Texas. Czyli tak nie sądzicie?
— Co ja o tem sądzę, to rzecz podrzędna; zasadnicze to, co wy o tem sądzicie.
— To słuszne, bardzo słuszne! Sądzimy właśnie, że lepiej będzie, jeśli udamy się do Paso del Norte albo wogóle przez Rio del Norte.
Strona:Karol May - Old Surehand 01.djvu/175
Ta strona została skorygowana.
— 153 —