Strona:Karol May - Old Surehand 01.djvu/177

Ta strona została skorygowana.
—  155  —

spokojnie, sir? Ci ludzie przyrzekli jechać z wami na Llano Estacado, a obowiązkiem ich dotrzymać słowa tak samo, jak naszem prawem żądać od nich spełnienia obietnicy. Oni nie myślą jechać do El Paso. Czy wiecie, dlaczego nie chcą wracać z nami, mr. Shatterhandzie?
— No?
— Ponieważ boją się Llana; ot, co jest!
— Ani nam się śni — zawołał Wren. — O strachu niema mowy.
— Oho! Powiadacie, że mówiliście wczoraj o udaniu się do El Paso zamiast do Texas. O tem musiałbym przecież coś wiedzieć, ponieważ przez cały czas nie opuszczałem obozu, ale nie słyszałem ani słowa.
Joz Hawley to potwierdził. Sprzeczka trwała przez chwilę, dopóki nie mrugnąłem na obu, tak, że mnie musieli zrozumieć, a sam przyznałem odstępcom:
— Każdy może czynić lub nie, co mu się podoba, jeśli ci gentlemani chcą się z nami rozstać, to nie mamy prawa przeszkadzać im w tem; powinniśmy im nawet dopomódz.
— Jeszcze dopomagać? — gniewał się Parker. — Na czem ma ta pomoc polegać?
— Na tem, że zaopatrzymy ich w żywność.
— Bylibyśmy głupi! Ani nam się śni.
Old Wabble musiał się domyślać, dlaczego postępuję w ten sposób, bo rzekł do Parkera:
— Głupi? Kto głupi, sir? Chyba ten, kto nie wie, do kogo należy rozporządzanie żywnością. Ja wam powiadam, że dam tym ludziom tyle mięsa, ile nam będzie zbywało. Czy odchodzą od nas ze strachu, czy z innego powodu, to mi wszystko jedno. Dostaną mięso, bo muszą jeść po drodze; th’ is clear. Kto chce odejść, niech powie, ażebyśmy wiedzieli, jak rzeczy stoją.
Wszyscy chcieli odejść z wyjątkiem Parkera i Hawleya, którzy oświadczyli, że wstydzą się dotychczasowego towarzystwa takich tchórzów. Skończyło się na tem, że tych ośmiu ludzi otrzymało zapas mięsa