Strona:Karol May - Old Surehand 01.djvu/203

Ta strona została skorygowana.
—  179  —

Nie słuchał mnie już dalej, lecz wyrwał się i zarąbał trzeciego tak szybko, że nie mogłem temu przeszkodzić. Potem odrzekł mi:
— Niechaj mi sławny brat przebaczy, że postępuję inaczej, aniżeli sobie życzy. Ja wiem, że nie lubi przelewać krwi, dlatego ja ją przelałem.
— Ale nie powinno się jej było przelać.
Wskazał na swoją prawą pierś i zapytał:
— Czy moja także nie płynie? Skoro topór wojenny już raz wykopany, to życiem płaci się życie, a krwią za krew.
— A więc zabij, skoro chcesz, tych, których zwyciężyłeś; ci trzej nie należeli do ciebie, lecz do nas. Od kiedyż to wojownicy Apaczów postradali swoją dumę i zabijają wrogów, pokonanych przez kogo innego? Czy od kiedy u was nie byłem, zdobicie się bohaterstwami, których nie dokonaliście sami?
Spojrzał w zawstydzeniu na ziemię i zaczął się usprawiedliwiać:
— Jeden z tych trzech mnie zranił. Czy miał pozostać przy życiu? Co zrobiłby Old Shatterhand z tymi psami, gdyby żyli? Czy zabrałby ich ze sobą? To byłby ciężar, który zaszkodziłby mu pewnie. A czy może miał zamiar puścić ich wolno? W takim razie byliby pojechali do swoich i zdradziliby to, co widzieli.
— Masz słuszność, ale wiesz także, iż Old Shatterhand oddawna już jest wodzem Apaczów. Czy wolno wojownikowi tego szczepu czynić w jego obecności, co mu chwila na myśl przyniesie? Naco są wodzowie, jeśli każdy wojownik może wobec nich czynić, co mu się podoba? Co powie największy wódz Apaczów, Winnetou, skoro mu to opowiem?
Na to pochylił się przede mną ten dumny człowiek i prosił:
— Postąpiłem niesłusznie. Czy Old Shatterhand przebaczy mi pośpiech czynu?
— Stało się i nie da się już zmienić. Przebaczam ci, chociaż wyrządziłeś nam prawdopodobnie wielką szkodę.