Strona:Karol May - Old Surehand 01.djvu/22

Ta strona została skorygowana.
—  12  —

tyle, że mogłem wykonać plan pójścia do Idaho, jako poszukiwacz złota. Byłem greenhorn, zupełny nowiczyusz i, ażeby zdobytymi skarbami nie dzielić się z wielu ludźmi, wziąłem tylko jednego towarzysza, Bena Needlera, który tak samo znał dziki Zachód, jak ja. Gdy w Eagle-Rock wysiedliśmy z wozu, byliśmy wyszykowani, jak dandysi, a obładowani, jak juczne osły, samemi pięknemi, dobremi i świecącemi rzeczami, mającemi niestety tę zaletę, że były nie do użycia. Kiedy zaś po tygodniu przybyliśmy nad Payette Fork, wyglądaliśmy, jak prawdziwe wagabundy; marliśmy prawie z głodu i porzuciliśmy po drodze zbyteczne przedmioty, to znaczy wszystko z wyjątkiem broni i amunicyi. Przyznam się wam jednak otwarcie, że za dobry chleb z masłem byłbym oddał całe moje uzbrojenie, a Ben Needler myślał pewnie tak samo.
„Siedzieliśmy na krawędzi zarośli, trzymaliśmy obtarte aż do krwi stopy w wodzie i rozmawialiśmy o różnych delikatesach, o których nie mówilibyśmy wcale w innych warunkach, a więc o sarniej łopatce, o polędwicy bawolej, o łapach niedźwiedzich i łosiowej pieczeni. W tej okolicy miały się znajdować łosie i bawoły. Właśnie rzekł Ben, mlaskając językiem:
„Good lack! Gdyby teraz takie bydlę podeszło blizko, wpakowałbym mu z prawdziwą rozkoszą obie kule pomiędzy rogi...
„A potem byłoby po was! — zabrzmiał głos jakiś pomieszany ze śmiechem tuż za nami w zaroślach. — Łoś zrobiłby z was rogami ciasto. Do takiego zwierzęcia nie strzela się między rogi. Wylecieliście chyba, jako uczniacy ze szkoły w Nowym Yorku i spadliście tutaj, moi panowie?
„Zerwaliśmy się i spojrzeliśmy na mówcę, wydobywającego się teraz z zarośli, w których nas podsłuchał. Oto stał przed nami Old Wabble, taki, jakim go opisałem poprzednio, z niezbyt szanującym nas wyrazem twarzy i pobłażliwem spojrzeniem w pół przymkniętych oczach. Pominę rozmowę, która potem na-