Strona:Karol May - Old Surehand 01.djvu/243

Ta strona została skorygowana.
—  219  —

— Omi enokh, omi enokh; bądź dobry, bądź dobry — rzekłem w narzeczu Komanczów cicho i pieszczotliwie, pochylając się nad nim i głaszcząc go po szyi. Pozwolił na tę pieszczotę, ja zaś zachowywałem się tak samo, dopóki nie mogłem przypuścić, że towarzysze dostali się już do koni. Wtedy zdjąłem lasso z kołka, pokrajałem je na kilka kawałków i związałem je w rodzaj uzdy, którą koń pozwolił sobie spokojnie nałożyć. Dwa dłuższe kawałki przywiązałem do rzemienia nosowego, jako cugle z prawej i z lewej strony, i byłem gotów z przygotowaniami. Następnie stanąłem z rozstawionemi szeroko nogami nad ciałem konia i powiedziałem:
— Naba, naba — wstań, wstań.
Posłuchał mnie natychmiast. Siedząc na nim, spróbowałem nim kierować. — Pozwolił na to dobrowolnie — nie potrzebowałem go cisnąć nogami. Wygrałem, na razie przynajmniej, gdyż później, gdy miał mnie poznać, jako białego, należało się spodziewać walki. Aby się wydostać z pomiędzy namiotów, przejechałem na drugi brzeg doliny a potem ruszyłem wzdłuż niego, dopóki nie wyjechałem z obozu. Stąd puściłem konia kłusem aż do miejsca, gdzie przedtem stały nasze konie; nie było ich. Wydałem przeraźliwy okrzyk, którym czerwoni napędzają konie do cwału, a koń usłuchał także tym razem. Pędziliśmy przez pewien czas wzdłuż potoku a potem zboczyliśmy w prawo, na wolną preryę.
Koń był znakomity. Po półgodzinnym cwale nie zauważyłem żadnych oznak zmęczenia; oddech miał niedosłyszalny. Wtem usłyszałem przed sobą okrzyk przeciągły. Był to jeden z moich towarzyszy, którzy chcieli wiedzieć, czy nadjeżdżam, bo niepokoili się o mnie. Odpowiedziałem takim samym okrzykiem, a że po nim zatrzymali się, żeby na mnie zaczekać, doścignąłem ich rychło.
— All devils, to czerwony! — zawołał Old Wabble.na mój widok. — On ściga Old Shatterhanda i stracił go z oczu. Uciszmy go!