Strona:Karol May - Old Surehand 01.djvu/268

Ta strona została skorygowana.
—  244  —

nie będą w pustyni. Teraz zaczeka jeszcze jeden dzień, aby zebrać resztę rozprószonych wojowników, i zaatakuje żołnierzy, ale nie będzie z nimi walczył, tylko cofnie się aż tu, nad Błękitną Wodę, gdzie swoich ludzi połączy z waszymi wojownikami. Blade twarze ruszą za nim, a kiedy tu przybędą, już nas nie będzie. Będziemy się ciągle pokazywali, lecz zaatakowani, będziemy się cofali zawsze, dopóki tych białych psów nie będziemy mieli na pustyni. Tam będziemy przed nimi, a ci wojownicy, po których posłał Nale Masiuw, przyjdą za nimi — i w ten sposób będą otoczeni. Ale, gdyby nas wtenczas nawet zaatakowali, nie będziemy walczyli, lecz cofniemy się dalej na pustynię, bo będziemy mieli wodę, a oni nie. Wyginą więc do ostatniego człowieka, a my nie stracimy ani jednego z naszych.
— Uff, uff! To dobry plan, bardzo dobry!
— Czy mój czerwony brat sądzi, że nań Wupa Umugi przystanie?
— Zgodzi się; wiem to napewno, a gdyby był temu przeciwny, to go namówię. Rada starszych będzie pewnie po mojej stronie.
— A zatem ruszajmy nad Błękitną Wodę, ażebym mógł pomówić z wodzem, bo muszę się śpieszyć do Nale Masiuwa z odpowiedzią.
— Niech mój brat jeszcze chwilę zaczeka! Plan bardzo dobry, bo prowadzi do zupełnej zguby bladych twarzy, ale ma jedną lukę.
— Jaką?
— Sziba-bigh, znający pustynię, ma z jednym oddziałem pojechać naprzód, ażeby zająć wodę. Skoro my tam nadejdziemy, jak znajdziemy to miejsce z wodą?
— On zawróci i pokaże nam drogę.
— Czy będzie mógł? Czy będzie miał dość czasu? Czy mu nic nie przeszkodzi?
— I nad tem myślał już Nale Masiuw. Kiedy trzej wodzowie naradzali się nad wyprawą, na Llano, powiedział Sziba-bigh, że pod ostatniem wzgórzem, przed