Strona:Karol May - Old Surehand 01.djvu/271

Ta strona została skorygowana.
—  245  —

początkiem pustyni znajduje się woda, zwana Suks-ma-lestawi[1]. Wielu wojowników naszych było już na tem miejscu, zna je i odnajdzie z łatwością.
— Suks-ma-lestawi? Ja znam także to miejsce, bo byłem tam już kilka razy.
— To dobrze. Ponieważ miejsce to leży na drodze, którą ma się udać Sziba-bigh, przygotuje on tam wszystko, czego potrzeba, ażebyśmy na każdy wypadek znaleźć stamtąd drogę do wody. Jest tam sporo krzaków i młodych drzew: wytnie z nich dużo tyk i wytyczy niemi drogę przez piasek do wody.
— Uff. Tak, jak czynią blade twarze, kiedy jadą przez pustynię i nie chcą zgubić drogi.
— Tak, tak. Gdy przyjdziemy do Suks-ma-lestawi, a Sziba-bigh nie będzie nas tam mógł oczekiwać, to tyki wskażą nam drogę.
— A blade twarze pójdą za nami i znajdą także tę wodę.
— Nie! Czy mój brat słyszał kiedy o białych rozbójnikach, zwanych stakemanami?
— Tak.
— Czy brat wie także, co oni robią, aby podróżnych poprowadzić na zgubę?
— Wyciągają tyki i wbijają inaczej.
— Czy czerwoni wojownicy nie mogą uczynić tego samego, co blade twarze?
— Uff! To prawda.
— Powyciągamy za sobą tyki i powsadzamy je w kierunku, gdzie niema wody i gdzie żołnierze muszą wyginąć. Czy mój brat ma jeszcze jakie pytanie albo wątpliwość?
— Nie.

— Oto więc wszystko, co ma usłyszeć ode mnie Wupa Umugi. Jeśli na ten plan przystanie, będzie nietylko woda na pustyni należała raz na zawsze do Komanczów, lecz pochwycimy Krwawego Lisa i zgubimy białych żołnierzy.

  1. Sto drzew.