— Kto jest dowódcą?
— Enczar Ko[1], ulubieniec Winnetou, jak wie mój wielki brat Old Shatterhand.
— Czy Długi Nóż przyszedł także z dwoma blademi twarzami?
— Tak, przybyli tu i opowiadali o czynach Old Shatterhanda. Niech moi bracia pójdą teraz za mną.
Poprowadził nas kawałek drogi w dolinę, ciągnącą się w górę między obydwoma wzniesieniami, i niebabawem dostaliśmy się do obozu Apaczów.
Enczar Ko był nietylko ulubieńcem Winnetou, lecz moim także. Przywitaliśmy się z wielką i szczerą serdecznością, a on oświadczył, że oddaje swój oddział pod moje rozkazy. Parker i Hawley przyszli oczywiście także, aby nam rękę uścisnąć. Opowiedzieliśmy im w krótkich słowach, jak się nam udało uwolnić Boba. Niepokoili się o nas, więc radość ich była teraz tem większa.
Narada była zbyteczna, bo zdążałem na Llano, i to wystarczało. Zawiadomiłem Enczar Ko o tem, jak rzeczy stały, a że my chcieliśmy się trochę przespać, wziął on na siebie przygotowania tak, żebyśmy zaraz po przebudzeniu się mogli wyruszyć.
Nazajutrz o wschodzie słońca byliśmy już daleko od Deszczowej Góry, a orszak nasz poruszał się z dostateczną szybkością po równinie, sięgającej do pasma wzgórz, z których schodzi się na Llano. Między jego wschodniemi odnóżami znajdują się owe źródliska, których wody wsiąkają w piasek, a potem gromadzą się w jeziorku, nad którem Bloody Fox założył swą tajemniczą siedzibę.
Old Surehanda cieszył widok Apaczów, bo zauważył, że mieli szkołę niemal wojskową. Takim systemem zaprowiantowania, jak oni, nie mógł się pochlubić żaden inny szczep indyański. Po drodze opowiedziałem mu, ile trudu zadał sobie Winnetou i z jaką
- ↑ Wielki ogień.