Strona:Karol May - Old Surehand 01.djvu/276

Ta strona została skorygowana.
—  250  —

rozwagą zrobił ze swoich Meskalerów wyborowe oddziały, co jeszcze bardziej podniosło poważanie jego dla tego wodza. Mieli ze sobą nawet worki, uszyte ze skór gazelich, ażeby wojownicy nie musieli znosić pragnienia.
Po południu przeszliśmy przez wspomniane wzgórza. Poprowadziłem oddział na znaną mi dolinę, gdzie spoczęliśmy trochę. Znajdowała się tutaj rzeczka, wprawdzie bardzo cienko płynąca, ale wystarczająca do napełnienia worków. Potem zeszliśmy na Llano Estacado i po jego lekkim żółtawym piasku pojechaliśmy ku północy. Dolina ta leżała o jakie ćwierć dnia drogi od Stu Drzew, gdzie mieli przybyć Komancze.
Kiedy słońce zapadło, zatrzymaliśmy się w środku pustyni. Leżąca dokoła nas, jako niczem nie przerwana równina, której horyzont był jakby cyrklem nakreśloną linią, tworzyła olbrzymią okrągłą patelnię, posypaną kaszką i cukrem. Porównanie to śmiałe, o ile weźmie się na uwagę puste, wyschłe i nieurodzajne Estacado.
Chociaż nie obawialiśmy się niczego, rozstawiliśmy straże i położyliśmy się spać, dawszy wprzód koniom wody i kukurydzy, której sprowadzono wielkie mnóstwo. Sen podczas chłodnej nocy pustynnej posłużył nam bardzo, i kiedy zbudziliśmy się nazajutrz, czuliśmy w sobie siły do dalszej drogi.
Dzisiaj wiodła nas droga obok wyschłych pól kaktusowych, przed któremi musieliśmy chronić konie, ażeby sobie nóg nie kaleczyły. Te pola zbliżają się tu często do siebie i tak się łączą ze sobą, że trzeba skręcać i znacznie nieraz okrążać, bo przez nie tylko gdzie niegdzie i to z trudem można się przedostać. Kto nie zna ich rozmiarów i właściwości, ten może się tak zabłąkać, że nie wydostanie się rychło i ginie, jeśli nie ma żywności i wody.
Po południu upał był straszny. Słońce formalnie piekło, a w dodatku wiał wiatr, gorący, jak z pieca, i napełniał powietrze gęstym pyłem. Stanowisko moje