Strona:Karol May - Old Surehand 01.djvu/278

Ta strona została skorygowana.
—  252  —

Estacado[1]. Takiemu polu zawdzięczaliśmy wówczas ocalenie od śmierci, a przypadkowo znajdował się wtenczas z nami Murzyn, który także Bob się nazywał, ale z tym nie miał nic wspólnego.
Nareszcie wiedziałem, o co mi chodziło i jak mogłem się dostać do Bloody Foxa. Apaczów nie mogłem brać ze sobą, bo jego home było tajemnicą i miało nią prawdopodobnie pozostać. Musieli więc rozbić obóz; zostawiłem w nim także wszystkich białych i wziąłem z sobą tylko Murzyna, by mu dać jak najrychlej sposobność zobaczenia się z matką i z Bloody Foxem.
Popędziliśmy cwałem dokoła potężnego pola kaktusów, dopóki nie przybyliśmy na stronę wschodnią, a ponieważ znajdowaliśmy się przedtem na zachodniej, trwała jazda prawie godzinę. Znaleźliśmy przerwę i musieliśmy przez nią jechać wolniej, to w prawo, to znowu w lewo, jak do tego zmuszał nas zygzak. Wkońcu zobaczyłem zielone, ale pokryte szarym piaskiem korony drzew, a wkrótce potem dom, położony w ich cieniu. Przed nim poruszała się przy pracy postać kobieca. Ujrzawszy ją Bob, podpędził konia i krzyknął:
— To być matka Sanna, matka Sanna masser Boba! Oh... oh... matka, matka! Sanno, Sanno! Twój boy przyjść, twój Bob znowu tu być!
Odwróciła się i rozłożyła ręce. Stała tak, zesztywniała z radości, nie mogąc przemówić słowa, a on zatrzymał przed nią konia, zeskoczył i zarzucił jej długie swoje ręce na szyję i krzyczał dalej z radości.
Te krzyki usłyszał jeszcze ktoś. Drzwi się otwarły i z domu wyszedł człowiek, dla którego powrót Murzyna był zapewne zagadką, który jednak nie zmienił wyrazu twarzy, nie zdradzającej najmniejszej niespodzianki.

Stał przed drzwiami cicho i nieruchomo, z błyszczącem okiem, zwróconem na matkę i na syna. Jego

  1. Patrz „Winnetou“ tom III.