Strona:Karol May - Old Surehand 01.djvu/37

Ta strona została skorygowana.
—  25  —

Przymuszony do tego wywiadowca przyniósłby mu raczej szkodę, aniżeli pożytek. Wobec tego zażartowałem sobie i ofiarowałem mu swoje usługi. Odmówił mi pogardliwym ruchem ręki i powiedział:
— Jedźcie tylko, mr. Charleyu! Człowiek z zawodem poszukiwacza zgniłych kości i szczątków nie potrafi zrobić tego, czego wymagam od skuta. Dłubajcie sobie dalej po starych grobach; ja nie chcę brać sobie z wami na kark ciężaru.
Dowiedział się zatem widocznie, co mnie wrzekomo przygnało na Zachód. Well, mnie było to rozstanie na rękę. Żeby mnie jeszcze przed odjazdem nie poznano, wisiałem na koniu tak nieporadnie, jak mogłem, i zachowałem to przez całą dzisiejszą jazdę, żeby towarzysze nie zmienili o mnie zdania.
Tych dziesięciu ludzi pozbierało się w drodze z nad Rio de la Plata. Udawali się teraz do Teksas, jeden w takim, drugi w owakim zamiarze, i nie tworzyli jednym celem połączonego towarzystwa.
Od obozu wojskowego do Mistake-Canon mieliśmy konno cztery godziny drogi, które przeszły bez żadnego wypadku. Jozuemu Hawleyowi przypomniano wczorajszą obietnicę, a on przyrzekł powtórnie, że jej dotrzyma. Tych kilka słów, które wczoraj z jego ust usłyszałem, wystarczyło mi zupełnie. Wiedziałem już, że to on był owym białym, który zastrzelił przyjaciela przez pomyłkę. To nurtowało mu w duszy dotychczas, i stąd pochodziła melancholia, którą spostrzegłem na pierwszy rzut oka.
Znajdowaliśmy się dotychczas na skalistem płaskowzgórzu, opadającem zwolna ku dołowi. Następnie zatrzymaliśmy się nad głęboką czeluścią, do której prowadziła stroma droga, jak gdyby pięścią gigantów wyrąbany rów, ciągnęła się w nieskończoność ku wschodowi, między stromemi ścianami, na kilkaset stóp wysokiemi. Na dole szemrała woda, wyglądająca z góry jak atrament. Tam, gdzie zatrzymaliśmy się, rosły na krawędzi skały rozrzucone kaktusy. Był to Mistake-