Strona:Karol May - Old Surehand 01.djvu/73

Ta strona została skorygowana.
—  57  —

— Co wy wiecie o sądzie preryowym?
— Widocznie więcej od was, bo nie bylibyście popełnili tego błędu.
— Jaki błąd macie na myśli?:
— Jest ich właściwie więcej. Po pierwsze nie brał w nim udziału ktoś, kto miał prawo wypowiedzieć swoje zdanie.
— Przecież mr. Cutter nie chciał.
— Nie jego to mam na myśli.
— Nie? A kogóż?
— Siebie.
— A, wy? To chyba żart. Wy przecież nie jesteście myśliwcem preryowym.
— Czem ja jestem, a czem nie, to nie należy tutaj do rzeczy. Należę do tego towarzystwa i nie wolno mnie wykluczać z takiej ważnej rozprawy.
— Co mówicie! — roześmiał się. — Nie należycie do naszego towarzystwa, lecz jesteście pod jego osłoną; w tem cała rzecz, sir. Jeśli wypuścimy was z ręki, nie będziecie ani chwili pewnym życia.
— To rzecz zapatrywania, mr. Parkerze, o którą nie spieram się z wami. Dajmy więc spokój mojej osobie! Drugim błędem jest to, że nie mówiliście z czerwonymi ani słowa. Nie skazuje się nikogo na śmierć, nie przesłuchawszy go poprzednio!
— Przesłuchiwać? Tych drabów? Tego jeszcze brakowało!
— Cóż takiego oni zrobili?
— Niepotrzebne pytanie. Chcieli zabić Old Wabble’a.
— Czy możecie to twierdzić? Czy przyznali się do tego? Czy jesteście pewni, że to oni ścigali mr. Cuttera?
— Czyż nie widzicie barw wojennych, któremi się pomalowali?
To nie dowód; tyle i ja rozumiem z dzikiego Zachodu.
— Nic a nic nie rozumiecie, sir!