jeszcze długo i słyszałem, że towarzysze także długo jeszcze szeptali pomiędzy sobą.
Mogłem sobie wyobrazić przedmiot ich rozmowy. Opowiadali sobie o szczególnym, nieprzeczuwanym przez nich wypadku, że ten mr. Charley pozwolił sobie z nich zażartować i że był właściwie Old Shatterhandem. W każdym razie doznawał Old Wabble zadowolenia z tego powodu, że to on pierwszy mnie poznał.
Nazajutrz rano należało się przedewszystkiem dowiedzieć, kto z nich miał jechać do Saskuan-Kui, a kto nie. Gdy się o to pytałem, prosili wszyscy usilnie, żebym ich wziął ze sobą. Teraz, skoro wiedzieli, kto jestem, ustąpiły wszelkie poprzednie wątpliwości, a każdy był przekonany, że jazda będzie zajmująca i że dobrze się skończy. Nawet Sam Parker okazywał pomimo wczorajszej nagany zapał, szczery zapewne — natomiast Joz Hawley skorzystał ze sposobności, ażeby mi powiedzieć w cztery oczy:
— Ktoby to myślał, sir, że wy jesteście Old Shatterhand! Ale skoro już tak jest, cieszy mnie to w dwójnasób, że uspokoiliście serce moje waszem opowiadaniem. Jestem stary, całkiem zwykły mieskaniec Zachodu, ale postawcie mnie tam, gdzie mogę się na coś przydać, a zobaczycie, że nie zrobię wam wstydu.
Po wyruszeniu w drogę trzymałem się najpierw rzeczki, nad którą leżał nasz obóz. Po godzinie drogi zbaczała jej dolina od dotychczasowego kierunku wschodniego ku południowi. W tem miejscu trawa była pognieciona i stratowana; Old Wabble z siadł z konia, żeby zbadać te ślady.
— Może dalibyście temu pokój mr. Cutterze — poprosiłem go. — Uważam to za zbyteczne, a przytem nie wolno nam tego czynić.
— Nie wolno? — spytał. — Któż nam może zabronić zbadać znaczenie tego tropu?
— Dałem Komanczom słowo, że nie będziemy ich śledzić.
— Więc sądzicie, że to ich ślady?
Strona:Karol May - Old Surehand 01.djvu/79
Ta strona została skorygowana.
— 63 —