Na to przybrał Old Wabble minę wyższości i rzekł z uśmiechem:
— Mówicie, że chcecie dotrzymać słowa, ale mnie się zdaje, że to niemożliwe.
— Czemu nie?
— Ponieważ jedziemy tą samą drogą i musimy patrzeć na trop. A może mamy oczy zamknąć?
— Nie, gdyż nie pojedziemy za tropem.
— Tylko z powodu waszego przyrzeczenia?
— To byłby nonsens; jest inny powód, daleko słuszniejszy. Czerwoni prawdopodobnie dla pojenia koni jeżdżą wzdłuż rzeczki. Prowadzi ona wprawdzie do Rio Pecos, ale szerokim łukiem. My natomiast odjedziemy tutaj od rzeczki i ruszymy prosto we wschodnim kierunku ku rzece Pecos. Pożegnamy się z tym tropem i osiągniemy tak mój cel, t. j., że przybędziemy do Saskuan-Kui przed nimi. Że to się nam przyda, tego chyba nie potrzeba wam objaśniać.
Na to zniknął uśmiech wyższości z twarzy Old Wabble’a.
— Ha, skoro tak, mr. Shatterhandzie — rzekł — to oczywiście jestem już cicho. Myślałem sobie, że jestem, Bóg wie, jaki mądry — widzę jednak, że mogę uczyć się od was; th’ is clear. Ale powiedzcie, czy droga, którą macie na myśli, jest bardzo uciążliwa?
— Wcale nie. Prowadzi ciągle w dół przez okolice przeważnie równe; czasem trochę skał i piasku, tylko wody niema. Pod tym względem musimy być cierpliwi, dopóki nie dojedziemy do rzeki Pecos.
— Ale nad nią znajdują się Komancze. Czy nam to nie przeszkodzi dostać się do wody, której po takiej jeździe będzie nam bardzo potrzeba?
— Nie. Znam położenie Saskuan-Kui, nad którem mamy ich szukać. Do rzeki dojedziemy w całkiem innem miejscu i konie napoimy całkiem bezpiecznie.
— Well! W takim razie jestem spokojny. Obawy te były wogóle zbyteczne; skoro bowiem jesteście naszym przewodnikiem, możemy być pewni, że stanie
Strona:Karol May - Old Surehand 01.djvu/83
Ta strona została skorygowana.
— 65 —