i bezwarunkowo, lecz każdemu wolno objawić swoje zdanie. A co się tyczy was osobiście, mr. Cutterze, jestem pewien, że postąpicie zawsze słusznie, a nie przewrotnie.
Na te słowa przebiegł przez twarz promień zadowolenia; głosem, pełnym radości i zgody, zawołał:
— Oto mi słowo, sir, słowo, mające zawsze znaczenie; th’ is clear! Nie mamy komendanta, ale, jeśli drudzy nie uznają, że macie słuszność, to zostawimy ich. Chodźcie ze mną naprzód, ruszymy dalej.
Wjechaliśmy na zbocze doliny, a wydostawszy się na górę, skręciliśmy pod kątem prostym. Tu na górze teren był równy, więc, napoiwszy w dolinie konie, mogliśmy je puścić cwałem. Old Wabble trzymał się ze mną na przedzie i zwracał od czasu do czasu spojrzenie podziwu na mego karosza, którego ta szybka jazda widocznie radowała.
Stary był znakomitym jeźdźcem i mimo podeszłego wieku siedział na siodle, jak młodzieniec. Jego długie białe włosy latały mu dokoła głowy, jak srebrna grzywa. Tam, w dole, nad potokiem nie spełnił on wprawdzie moich oczekiwań, gdyż uwagi jego nie były dowodami tego bystrego i niezawodnego wzroku, właściwego myśliwcom pierwszej klasy. Wytłómaczyłem to sobie w ten sposób, że co innego było jego specyalnością. Jako były „król cowboyów“, działał tylko w otwartem polu, na sawannie, i nie mógł nabyć tych właściwości, których jedyną szkołą są gęste lasy i góry, pełne przesmyków. We wszystkiem jednak, co uważałbym za należące do jego fachu, mogłem mu na pewno zaufać.
Jechaliśmy obok siebie godzinami, i nie przemówił ani słowa. Kiedym to głośno zauważył, rzekł:
— Ja chętnie rozmawiam i opowiadam, sir, ale wiem, że z wami tak nie wolno.
— Czemu nie?
— Ponieważ wolicie czyny, niż słowa. Każdy to słyszał, że bywacie z Winnetou razem całymi dniami
Strona:Karol May - Old Surehand 01.djvu/86
Ta strona została skorygowana.
— 68 —