— Tak, byłby...! — roześmiałem się. — Jesteście kawalerzystą i widzieliście już raz tego ogiera a uważaliście go za konia dorożkarskiego. Przypatrzcie mu się dokładniej! Czy widzieliście już kiedy takie szlachetne zwierzę? Czy grabarz może mieć takiego niezrównanego konia?
Dusił się i dusił, ażeby coś powiedzieć, ale z zakłopotania nic nie wydobył ze siebie; wreszcie zawołał:
— Gdzież ja miałem oczy!
— Tak, gdzieście je mieli. I to nietylko co do konia, lecz i co do jeźdźca! Czy wiecie, jaką broń ma Winnetou!
— Ma słynną rusznicę srebrzystą.
— A Old Shatterhand?
— Niedźwiedziówkę i sztuciec Henryego.
— Czyż już tam w waszym obozie za Mistake-Canon nie widzieliście, że miałem dwie strzelby?
— Tak, ale były owinięte: jedna przynajmniej.
— No, teraz nie są owinięte. Popatrzcie!
Podałem mu je, a oficerowie zwrócili spojrzenia ha strzelby z wielkiem zaciekawieniem.
— Do wszystkich piorunów, sir — wybuchnął. — Czyżby ta ciężka stara rusznica była niedźwiedziówką?
— Tak jest.
— A ta strzelba z osobliwym zamkiem?
— To sztuciec Henry’ego.
— A więc wy... wy...
Nie dokończył pytania i jąkał się niemal z zakłopotania.
— Old Shatterhand — wtrąciłem. — Tak, ja nim jestem istotnie.
— A wasz towarzysz?
— Nazywa się Old Surehand.
Oficerowie powtórzyli w najwyższem zdumieniu oba nazwiska, które natychmiast pobiegły z ust do ust po obozie. Komendant zerwał się, zaczął wodzić wzrokiem po nas obydwu i zapytał, jakby tylko do połowy na jawie:
Strona:Karol May - Old Surehand 02.djvu/116
Ta strona została skorygowana.
— 360 —