Strona:Karol May - Old Surehand 02.djvu/145

Ta strona została skorygowana.
—  389  —

— Stój, stój! Ja to uczynię! Ja dam ten rozkaz!
— Dobrze! Ale nie próbuj zyskać na czasie lub mnie oszukać. Daję ci silne i niezłomne słowo, że jeśli na chwilę zechcesz się ociągać z daniem rozkazu, nie będę czekał na żadne dalsze prośby i spalę gusła. Przyrzekłem i słowa mego dotrzymam.
— Uczynię to pewnie, całkiem pewnie. Niech całe plemię pójdzie do niewoli, bylem ja miał moje gusła. Co postanowiliście uczynić z jeńcami?
— Puści się ich na wolność a ciebie także.
— I zatrzymamy worki z gusłami?
— Tak.
— To niech przyjdzie Senanda Khasi[1], który jest drugim wodzem. Dam mu rozkaz, a on go wykona.
Wróciłem do Komanczów. Widząc, że wymieniony usłuchał wezwania i przyszedł rzeczywiście, rzekł do mnie komendant:
— Jaką wy macie władzę nad tymi ludźmi, sir! Mnie nie przyszłoby na myśl zapalać guseł.
— To właśnie wam powiedziałem. Należy znać zwyczaje i zapatrywania czerwonych, wtedy można się zabezpieczyć przeciwko wielu rzeczom, wobec których laik jest bezbronny.
Senanda Khasi poszedł, nie patrząc na nas, do wodza i usiadł obok niego. Rozmawiali po cichu, ale zwidocznem wielkiem rozdrażnieniem. Potem podniósł się niższy dowódca, zwrócił się do mnie i powiedział:
— Old Shatterhand zwyciężył nas tym razem jednem uderzeniem pięści i podstępem, ale nadejdzie lepszy dzień, kiedy wielki Manitou będzie dla nas łaskawszy. Jesteśmy gotowi dać się wziąć do niewoli i wydać wam broń naszą. Gdzie ją mamy złożyć?

— Niechaj przychodzi po dziesięciu i składa ją tu, koło wodza. Ale zapamiętaj sobie, że kto jedną sztukę ukryje, będzie zastrzelony.

  1. Grzechotnik.