Strona:Karol May - Old Surehand 02.djvu/165

Ta strona została skorygowana.
—  409  —

— A Winnetou zaufałbyś?
— We wszystkiem, ale on jest wyjątkiem, a wewnątrz chrześcijaninem.
— Jeśli czerwonemu odbierzesz gusła, jako zastaw, musi on dotrzymać przyrzeczenia.
— Tego z tobą uczynić nie mogę, bo nie wierzysz w potęgę guseł.
— Wypalę z tobą fajkę przysięgi!
— I to nie może być dla mnie zastawem. Wypaliłeś ją z Bloody Foxem i mimo to złamałeś słowo.
Spuścił oczy i rzekł cicho i smutnie:
— Kara, jaką otrzymuję od Old Shatterhanda jest ciężka; nie zwraca się ona przeciw memu ciału, lecz napełnia bolem moją duszę.
Poznałem, że ból ten był rzeczywisty a smutek szczery, więc odpowiedziałem:
— Słyszałeś, że wciąż jeszcze uważam się za twego przyjaciela i brata, więc zaniecham teraz wyjątkowo zwykłej ostrożności, obdarzając cię zaufaniem i wiarą. Ale serce moje zasmuciłoby się bardzo, gdybym się powtórnie zawiódł na tobie. Czy uciekniesz, jeżeli teraz puszczę cię wolno?
— Nie.
— Czy nie opuścisz oazy bez mojego pozwolenia?
— Nie.
— Nie życzę sobie także, iżbyś drogą przez kaktusy próbował wyjść do swoich Komanczów i mówić z nimi!
— Nie uczynię tego. Nawet gdyby tu przyszli, milczałbym, dopóki nie otrzymałbym od ciebie pozwolenia.
— Więc podaj mi na to rękę, jako czynią mężowie i wojownicy, zbyt dumni, by mieli starać się o coś, co można tylko kłamstwem uzyskać.
— Oto masz rękę! Możesz mi wierzyć — znaczy to tyle, co gdybym ci się sam oddał w ręce.
Spojrzał przytem na mnie wzrokiem tak szczerym, iż byłem pewien, że mnie nie zawiedzie. Dla pewności i ze względu na murzyna dodałem: