że mamy przed sobą Winnetou, lecz zarazem daje nam pewność, że sprawa stoi tak, jak sobie tego życzymy.
— Ja też tak myślę, gdyż Winnetou nie rozkładałby się tak spokojnie, gdyby się stało coś przeciwnego naszym zamiarom. Wszystko zatem jest dobrze. Poza tem jednak mam pewną wątpliwość, której nie ukrywałbym przed wami, gdybym wiedział, że nie weźmiecie mi jej za złe.
— Wziąć za złe? Ani mi przez myśl nie przejdzie. Wśród towarzyszy, jakimi przecież jesteśmy, ma każdy prawo, a nawet obowiązek wypowiedzieć swoje zdanie. A jeśli zwrócicie moją uwagę na jakiś błąd, lub zaniedbanie, to mogę wam być tylko wdzięcznym za to.
— Moja wątpliwość nazywa się — woda.
— Tak, więc woda?
— Tak; czy mogę wam to wyjaśnić.
— To zbyteczne, bo wiem, co macie na myśli. Jeśli chcemy Komanczów pokonać zapomocą pragnienia, to musimy się postarać o to, żebyśmy go sami nie cierpieli.
— Tak jest. Na dziś jesteśmy wprawdzie zaopatrzeni w wodę, ale może upłynąć cały dzień jutrzejszy, zanim załatwimy się z Wupą Umugi, a potem znów dzień nam zejdzie, zanim dostaniemy się do oazy. Na dwa dni nie mamy niestety wody. W dodatku Komanczom będzie jej jeszcze bardziej potrzeba, aniżeli nam.
— Tak, tyle wody rzeczywiście nie mamy, lecz mogę was uspokoić, że mimo to nie będziemy cierpieli pragnienia.
— Rzeczywiście nie?
— Nie. Tę waszą wątpliwość usunąłem po cichu już dawno.
— Ach! Pomyśleliście już nad tem?
— Pewnie! Byłbym najlekkomyślniejszym człowiekiem na świecie, gdybym był ułożył plan, wedle którego przeszło trzysta ludzi i koni ma zajść na Llano Estacado, i gdybym był przy tem zapomniał o wodzie.
Strona:Karol May - Old Surehand 02.djvu/172
Ta strona została skorygowana.
— 416 —