— Pod Stu Drzewami.
— Do czyjej?
— Mojej, Apaczów i białych jeźdźców, którzy połączyli się z nami.
— Sziba Bigh ma być także w niewoli?
— Tak jest.
— U kogo?
— U mnie i Winnetou.
— Gdzie się to stało?
— W drodze od Stu Drzew, gdy wtykał paliki, ażeby ci wskazać drogę do Bloody Foxa.
— Nie mogę temu uwierzyć!
— To nie wierz sobie!
— Udowodnij to!
— Wupie Umugi trudno żądać dowodów od Old Shatterhanda.
— Jak mogłeś się tak raz za razem zetknąć z Sziba Bighem, z białymi jeźdźcami i z Nale Masiuwem?
— To nie był przypadek, lecz obliczenie.
— Obliczenie? W takim razie musiabyś był wiedzieć, co wojownicy Komanczów postanowili uczynić!
— Ja też wiedziałem to doskonale.
— Od kogo?
— Od ciebie.
— Uff! Czyż ja ci to powiedziałem?
— Tak.
— Kiedy i gdzie?
— Nad Błękitną Wodą.
— Uff! Wielką łatwowierność przypuszczasz u Wupy Umugi.
— Tego nie. Przypuszczam raczej u ciebie ogromną nieostrożność. Byłeś poprostu ślepy i głuchy i zaniedbałeś niemal wszystko, co należało do takiego przedsięwzięcia, jak wasze.
— Jakiego przedsięwzięcia?
— Śmieszne pytanie! Winnetou podsłuchał był już bardzo dawno dwu wojowników Komanczów, którzy
Strona:Karol May - Old Surehand 02.djvu/186
Ta strona została skorygowana.
— 430 —