Strona:Karol May - Old Surehand 02.djvu/214

Ta strona została skorygowana.
—  454  —

go, że jesteście pod tym względem moim spadkobiercą. Dopóki żyję, nie powie z pewnością o tem nikomu.
— A jeśli się dowiem, to co mam uczynić?
— To, co zechcecie.
— Wolałbym otrzymać od was dokładniejsze wskazówki.
— Ja ich wam nie dam, sir. Sprawa jest bardzo niezwykła, a gdybyście chcieli wstąpić w moje ślady, to czekałyby was wielkie trudy i niebezpieczeństwa.
— Czy sądzicie, że obawiałbym się tego?
— Nie, przecież znam was — ale nie mogę od was żądać, żebyście wystawiali na szwank życie dla zupełnie obcej wam sprawy, która nawet w razie powodzenia, nie przyniosłaby wam żadnego pożytku.
— Kto pyta o pożytek, kiedy chodzi o przysługę dla przyjaciela?
— Wy nie, wiem o tem — lecz mimo to nie żądam od was niczego. Każcie więc mr. Wallace’owi opowiedzieć sobie, o co idzie, i uczyńcie potem to, co nakaże wam serce i pamięć o mnie. O nic więcej prosić nie mogę i niech na tem sprawa się skończy.
Kiedy Old Surehand kończył to zdanie, wrócił Apanaczka z nożem w ręku. Pojedynek mógł się więc zacząć.
Łatwo sobie wyobrazić, jakie wzruszenie opanowało wszystkich, gdy się dowiedziano, że między Old Surehandem i Apanaczką ma się odbyć walka na noże, o życie. Apacze utworzyli natychmiast półkole w ten sposób, że leżący na ziemi Komancze mogli się także walce przypatrywać.
Old Surehand odłożył broń, zostawiając sobie tylko nóż, a potem podał rękę Apanaczce i rzekł do niego przyjaźnie:
— Jestem przeciwnikiem młodego wodza Komanczów, ponieważ chciał tego. Idzie życie o życie i śmierć o śmierć — chcę mu jednak, zanim nóż przeciw niemu podniosę, powiedzieć, że cieszyłem się, iż zostanę jego przyjacielem i bratem. Niech wynik będzie, jaki chce —