— Tegoby nikt nie dokazał — i jeńców jesteśmy pewni. Skąd miałbyś dostać takich wojowników? Gdzie masz wodę? A gdybyś nawet mógł, nie ruszyłbyś ręką ani nogą dla uwolnienia Wupy Umugi, gdyż brałeś udział w naradzie, która oddała go nam w ręce. Dałeś sam przyzwolenie i nie cofniesz go, otrzymawszy wolność.
Na to pokraśniała mu twarz z radości i zachwytu, i zapewnił nas głosem, w którym brzmiała nuta serdeczności.
— Niechaj Old Shatterhand i Winnetou posłuchają teraz, co im powie wódz Komanczów, Apanaczka! Jestem z tego dumny, że ufają mi tacy sławni mężowie i że mi wierzą. Nie zapomnę im tego nigdy, że uważali mnie za człowieka bez obłudy i fałszu. Jestem wolny i mogę iść gdzie zechcę, ale zostanę z wami i zamiast poza waszemi plecyma znosić się potajemnie z jeńcami, będę bystro uważał na to, żeby żaden z nich nie uciekł. Uczynię to, choć należą do mojego szczepu.
— Jesteśmy tego pewni, a teraz usiądziemy z tobą wypalimy razem kalumet przyjaźni i braterstwa.
— Co... to... chcielibyście uczynić?
— Tak. A może nie masz do tego ochoty!
— Uff, uff! Nie mam ochoty! Gdzie tylko żyją czerwoni mężowie, niema prawego wojownika, który nie uważałby za najwyższe odznaczenie w swojem życiu pozwolenia na zapalenie z wami kalumetu.
— Ale co powie na to Wupa Umugi i reszta jeńców?
— Wupa Umugi? Czyż nie jestem tak samo wodzem, jak on? Albo, czy mam pytać zwyczajnych wojowników, co mi uczynić wolno, a czego nie? Kto z nich ma prawo dawać mi rozkazy lub żądać ode mnie tłómaczenia się? Nie spytam nawet Kolakekho.
Słowo to znaczy „mój ojciec“.
— Twego ojca? Czy on jest tutaj?
— Tak.
— Gdzie?
Strona:Karol May - Old Surehand 02.djvu/221
Ta strona została skorygowana.
— 461 —