Strona:Karol May - Old Surehand 02.djvu/260

Ta strona została skorygowana.
—  500  —

ich przez pustynię. Wtem spotkaliśmy się z wami. Ucieszyłem się widokiem Old Shatterhanda, Winnetou i Old Surehanda, nie przeczuwając, że generał ma względem was złe zamiary. Pojechaliśmy z wami aż do Krwawego Lisa i chcieliśmy tam pozostać przez całą noc dla wypoczynku. Wtem nadszedł generał i powiedział, że musimy jechać czemprędzej, ponieważ poróżnił się z wami. Uczyniliśmy to, czego chciał, i jechaliśmy przez całą noc i cały dzień...
— A w tobie nie powstała nieufność? — wtrąciłem pytanie. — Nie zbudziło się podejrzenie?
— Zbudziło się zaraz na początku drogi, bo generał ruszył najpierw na zachód, dokąd nie mieliśmy wcale jechać. Potem za dnia zauważyłem paczkę, której przedtem nie miał i z którą obchodził się bardzo troskliwie. Uderzyło mnie także to, że się śpieszył. Kiedy wczoraj wieczorem rozłożyliśmy się obozem, postarałem się o to, żeby ta paczka wpadła mi w ręce. Wyrwał mi ją natychmiast, lecz mimo to poznałem, że była ciężka i że zawierała strzelby.
— Jak wyglądała ta paczka?
— Był to koc, w który owinięte były strzelby i związane rzemieniami. Chciałem wiedzieć, jakie to strzelby, lecz blade twarze zasnęły dopiero nad ranem tak mocno, że mogłem wziąć je niepostrzeżenie i rozwinąć. Ujrzawszy, co tam było, przestraszyłem się, bo wiedziałem, że będziecie nas ścigali.
— Czemu nie zatrzymałeś tego pakunku, ażeby nam go zwrócić?
— Bo nas było czterech czerwonych przeciwko pięciu białym i ponieważ nie bylibyście potem pochwycili złodzieja, bo byłby uciekł.
— Hm, tak, gdybyś mu uciec pozwolił.
— Miałem plan lepszy.
— Jaki?
— Kiedy dziś ujechaliśmy kawałek drogi, zatrzymałem się i powiedziałem bladym twarzom, że widziałem strzelby i że nie mogę z nimi jechać dalej,