Strona:Karol May - Old Surehand 02.djvu/265

Ta strona została skorygowana.
—  505  —

— Gości? — odpowiedział Helmers. — Skąd wzięliby się w tem pustkowiu?
— Well! Dajcie naszym koniom wody i paszy, a nam coś posilnego do jedzenia, oraz odpowiednią flaszkę wody ognistej.
— Dostaniecie wszystko, sir.. Czy zostaniecie dziś tutaj?
— Czemu o to pytacie?
— Nie bierzcie mi za złe ciekawości. Muszę to wiedzieć, gdyż, jako gospodarz, muszę się odpowiednio urządzić.
— Tak? Zjemy, wypijemy i pojedziemy w dalszą drogę.
— O tej porze? Wnet noc zapadnie!
— To nam wszystko jedno.
— Czy przybywacie z Estaccada?
— Nie dopytujcie się tyle, lecz czyńcie, co wam kazałem!
— Słuchajcie! Wyglądacie mi na bardzo wielkiego pana! Na moim własnym gruncie wolno mi chyba spytać! A rozkazujecie? Ja tego nie rozumiem.
— Ale zaraz zrozumiecie. Jestem mianowicie generałem, sir, generałem! Walczyłem pod Bull Rum, pod fortem Hatteras, pod Harpers Ferry, pod Getysburgiem i w wielu innych bitwach, a zawsze byłem zwycięzcą!
— Good lack! W takim razie muszę rzeczywiście śpieszyć się z wykonaniem waszych rozkazów. Zaraz was obsłużę, jak przystoi tak wielkim panom, jak wy.
Dwuznaczność słów tych nie zwróciła ich uwagi. Usiedli przy stole, nie przeczuwając, jakiego rodzaju „wykonanie rozkazów“ na nich czekało. Helmers wszedł znów do izby i rzekł ciszej:
— Teraz chodźcie, moi panowie! Przeprowadzę was tylnemi drzwiami. Wasze strzelby leżą zawinięte na stole, a ich broń zabierzemy im natychmiast. To trzeba zrobić od razu, ażeby nie mogli się bronić.
— To zbyteczne, mr. Helmersie — odrzekłem. — Nie poważą się za broń pochwycić.